Szukaj Pokaż menu

Nie przejmuj się hejterami - radził Albert Einstein Marii Skłodowskiej-Curie

72 108  
272   32  
Szukanie taniej sensacji nie jest nowym wynalazkiem - przekonała się o tym już sto lat temu nasza noblistka, Maria Skłodowska-Curie, której romans wywołał w prasie niemałe oburzenie. Jednak nie wszyscy dali się porwać nagonce - wśród nich znalazł się sam Albert Einstein, który wyraził swoje wsparcie w ujawnionym niedawno liście.

20 przerażających dawnych narzędzi medycznych

88 433  
233   28  
Kiedyś medycyna nie tylko była uboga w wiedzę na temat chorób, lecz także w odpowiednie narzędzia, które są potrzebne do pewnych zabiegów. Jednak mimo to lekarze starali się jak mogli leczyć ludzi, wykorzystując wszystko co wiedzą i wszystko co mają, a mieli... narzędzia rodem z horroru, które patrząc dzisiaj przypominają filmowe narzędzia tortur.

#1. Narzędzie wykorzystywane przy trepanacji czaszki

Historie trzech żołnierzy, którzy sprzeciwili się dowódcom (i zapobiegli wojnie)

75 203  
312   20  
Nie trzeba supermocy ani wielkich pieniędzy, by zapobiec wojnie. Czasem wystarczy tylko chwila zastanowienia, przemyślany ruch, by nie dopuścić do nieszczęścia. Trójka poniżej znalazła się w sytuacjach, w których na ich rękach spoczywała odpowiedzialność za losy świata. Mieli różne dylematy i różne opcje do wyboru, ale tym, co ich połączyło, jest to, że wszyscy wybrali mądrze.

Stanisław Pietrow

W latach 80. XX wieku sytuacja polityczna na świecie była bardzo napięta. Największe mocarstwa, w tym chwiejący się w posadach Związek Radziecki, celowały w siebie nawzajem rakietami, a każdy nieostrożny ruch mógł skończyć się globalną katastrofą. I mało brakowało, by do niej doszło przez zwykły błąd systemu. W nocy z 25 na 26 września 1983 roku Stanisław Pietrow, wówczas podpułkownik Armii Radzieckiej, pełnił dyżur przy radarach. Jego zadaniem było informowanie dowództwa o każdej namierzonej rakiecie wystrzelonej przez USA w kierunku ZSRR. Rosjanie odpowiedzieć mieli natychmiast i całą siłą swojego nuklearnego arsenału. I nagle, cztery minuty po północy, na ekranie radaru pojawiła się pierwsza rakieta.

Podpułkownik Pietrow nie był tylko ciemnym wykonawcą rozkazów tzw. góry, a przy tym rozumiał, co się stanie, gdy przekaże komunikat o amerykańskim ataku. Dlatego postanowił zaczekać. Logiczne wydało mu się, że nikt nie zacząłby wojny nuklearnej od wysłania jednej rakiety. Musiał to więc być błąd komputera. Ale krótko później na radarze pojawiły się cztery kolejne rakiety i Pietrow został postawiony pod ścianą. Wciąż jednak brakowało mu pewności. I jedna, i pięć rakiet w obliczu wojny jądrowej wydawały się równie bezsensowne. Tym bardziej pięć rakiet wystrzelonych z jednego miejsca. Podpułkownik Pietrow sprzeciwił się rozkazom i nie poinformował dowództwa o zagrożeniu. Został natychmiast usunięty z armii i chyba tylko cudem pozostał przy życiu.

Świat poznał jego historię dopiero w 1998 roku i większość osób jest zgodna co do tego, że Stanisław Pietrow zapobiegł globalnej wojnie jądrowej, za co dopiero w XXI wieku został należycie uhonorowany.

Wasilij Archipow


Dwadzieścia lat przed odważną decyzją podpułkownika Pietrowa w podobnej sytuacji znalazł się Wasilij Archipow. W październiku 1962 roku radzieckie okręty podwodne coraz śmielej zapuszczały się w pobliże kontrolowanych przez Amerykanów terytoriów, czego efektem był kryzys kubański. Umieszczone na Kubie przez ZSRR rakiety średniego zasięgu stanowiły dla USA bezpośrednie zagrożenie. Sytuacja więc z każdym kolejnym dniem stawała się coraz bardziej napięta, a kiedy jeden z radzieckich okrętów wpadł w pułapkę, doprawdy niewiele brakowało, by sterujący nim marynarze zachowali się jak kamikadze.

Przez cztery godziny Amerykanie ostrzeliwali radzieckie łodzie podwodne, nie pozwalając im przedostać się bliżej Kuby. Przez długi czas strzały były co najwyżej ostrzegawcze, jednak sytuacja na niemogącej się wynurzyć łodzi pogarszała się diametralnie. Z każdą kolejną minutą problemy techniczne narastały, wraz z nimi podnosiła się temperatura, która według relacji sięgać miała nawet 50 stopni. I wtedy w pobliżu łodzi eksplodował amerykański ładunek o znacznie większej niż dotychczas sile.

Kapitan wpadł w szał. Zażądał natychmiastowego uzbrojenia torpedy w głowicę nuklearną i przygotowania do wystrzelenia. Nie mogąc skontaktować się z Moskwą (radio działało tylko wtedy, gdy okręt znajdował się na powierzchni), kapitan Witalij Sawicki postanowił działać na własną rękę. Procedury wymagały jednak, by przed odpalaniem torpedy uzyskać zgodę trzech osób – dowódcy jednostki, oficera do spraw politycznych oraz drugiego oficera. Dwaj pierwsi nie mieli żadnych wątpliwości i gotowi byli rozpocząć nuklearny atak.

Wystrzeleniu torpedy sprzeciwił się tylko Wasilij Archipow, który zdołał przemówić dowódcy do rozsądku. Po kilku minutach, kiedy przyszłość świata naprawdę stała pod znakiem zapytania, Sawicki zrezygnował z ataku, a łódź podwodna wróciła do ZSRR. Gdyby nie przytomność umysłu Archipowa, 1962 rok byłby rokiem początku konfliktu, który prędzej czy później pogrążyłby całą ludzkość.

(Tak, to ten) James Blunt



Znacznie później, bo w 1999 roku, ale w podobny sposób co dwaj Rosjanie, zachował się James Blunt, później znany muzyk, wówczas oficer armii brytyjskiej. Wraz z siłami NATO stacjonował w Kosowie. Wzajemne towarzystwo sił rosyjskich i należących do NATO nie służyło rozwiązaniu konfliktów. Tym bardziej, że ci ostatni wobec rosyjskiego oporu otrzymali rozkaz, by zaatakować Rosjan i siłą przejąć kontrolę nad lotniskiem, w którym stacjonowały rosyjskie oddziały.

Pierwszy rozkazom sprzeciwił się właśnie James Blunt. Ryzykując postawienie przed sądem wojennym, odmówił rozpoczęcia ostrzału. I kiedy dowódcy byli coraz bardziej zdeterminowani, by zaatakować Rosjan, stronę Blunta wziął generał Mike Jackson, tłumacząc, że nie życzy sobie, by jego oddział i jego ludzie zostali odpowiedzialni za wywołanie III wojny światowej. I nie były to bynajmniej czcze, rzucone na wiatr słowa, bo konflikt w każdej chwili mógł się zaognić.

Decyzja, choć sprzeczna z rozkazami, okazała się słuszna. Zaledwie kilka dni później Rosjanie ustąpili. Zgodzili się podzielić przestrzenią powietrzną w zamian za umożliwienie dostępu do wody i jedzenia, których rosyjskim żołnierzom coraz dotkliwiej brakowało.

Sam James Blunt opuścił armię 1 października 2002 roku, mając za sobą sześć lat służby. Służby, do której przekonał go ojciec, naciskając, by James znalazł sobie jakąś odpowiedzialną i pewną pracę, dzięki której zdoła utrzymać siebie i rodzinę. Ale jego wojskowa kariera potoczyła się zaskakująco dobrze – zwłaszcza jak na kogoś, komu wcale niespieszno było do munduru. Dzisiaj Blunt śpiewa, a w jego piosenkach często pojawiają się przemyślenia zainspirowane wojennymi doświadczeniami.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
312
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu 20 przerażających dawnych narzędzi medycznych
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Typowe matki w akcji - jak tu ich nie kochać?
Przejdź do artykułu Zupełnie nietrafione przepowiednie całkiem mądrych ludzi
Przejdź do artykułu 8 koszmarnych przeczuć, które niestety się sprawdziły
Przejdź do artykułu Bożonarodzeniowa impreza na wojennym froncie
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Warszawa zaraz po II wojnie światowej
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Raport z okrutnych tortur stosowanych przez amerykańską CIA przedstawiony... memami
Przejdź do artykułu 6 ciekawych sposobów, jak zginąć w średniowieczu

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą