Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sex Pistols - najbardziej obrazoburczy punkowy boysband

29 001  
85   10  
Dziś o tym wyjątkowym zespole, o którym wszyscy słyszeli, ale nie wszyscy wiedzą dlaczego.

Sex Pistols – najbardziej obrazoburczy punkowy boysband
„Boże, chroń królową” – wykrzyczane w ironiczny sposób przez Johnny'ego Rottena słowa angielskiego hymnu w 1977 roku zszokowały całą Wielką Brytanię. Odcięcie się od muzycznych dinozaurów lat sześćdziesiątych i wkurzenie na szarą rzeczywistość kolejnej dekady stały się początkiem punk rocka – zarówno stylu, jak i ideologii. Rzecz jasna, Sex Pistols to dziś także dinozaury, których płyty można kupić w Biedronce, jednak dla wielu wyznawców idei „no future” wciąż są najważniejszą kapelą w życiu.

Która płyta Sex Pistols jest najlepsza?

Jeśli ktoś zada wam to pytanie – bądźcie czujni, prawdopodobnie robi sobie z was jaja. Pierwszy – i zarazem ostatni – krążek londyńskich buntowników to „Never Mind The Bollocks... Here's The Sex Pistols”, który premierę miał 28 października 1977 roku i błyskawicznie trafił na pierwsze miejsce najlepiej sprzedających się płyt w Anglii. Jednak oprócz jedynego oficjalnego studyjnego wydawnictwa kapela dowodzona przez Rottena („Jasiu Zgniłek” swój pseudonim otrzymał z powodu fatalnego stanu uzębienia) doczekała się jeszcze kilku – trzeba przyznać, dość specyficznych – wydawnictw.

Sex Pistols – najbardziej obrazoburczy punkowy boysband

Dwa lata po debiucie na rynku pojawił się soundtrack do pseudodokumentu o grupie „The Great Rock 'n' Roll Swindle”, gdzie usłyszeć można było między innymi cover Sinatrowskiego „My Way”, symfoniczną impresję na temat „God Save The Queen”, niesławne „Belsen Was a Gas” opowiadające o nazistowskich obozach koncentracyjnych czy „No One Is Innocent” z gościnnym udziałem Ronniego Biggsa – autora napadu stulecia. Równie nietypową płytą było „Flogging a Dead Horse”, wydane w 1980 roku wyłącznie dla kasy. Zespół w ogóle nie partycypował w tym albumie, a nawet nie wyraził zgody na tę kompilację starych utworów. Nie kryjący się z chęcią odcięcia finansowych kuponów od sławy Sex Pistols sprawny menadżer Malcolm McLaren na tylnej okładce umieścił zdjęcie plastikowej psiej kupy leżącej na złotej płycie „Never Mind The Bollocks...”.

Sex Pistols – najbardziej obrazoburczy punkowy boysband

Punkowy zespół czy boysband?

Może zabrzmi to dość obrazoburczo (w końcu taki w założeniu jest punk rock), ale Sex Pistols na dobrą sprawę można potraktować właśnie jako jeden z pierwszych boysbandów na świecie. Pomysłodawcą kapeli był wspomniany wcześniej zmarły w 2010 roku Malcolm McLaren – właściciel butiku SEX, który zebrał kilku małolatów odwiedzających jego sklep i stworzył z nich buntowniczą siłę – bo trzeba przyznać, że oprócz rzucającego się w oczy wyglądu, grupa dwudziestolatków rzeczywiście miała pomysł na gardzącą wirtuozerią muzykę.

Sex Pistols – najbardziej obrazoburczy punkowy boysband
Podejrzanie grzecznie wyglądający Sid Vicious

Podobnie jednak jak w przypadku zespołów złożonych z ładnych chłopców, także i basista Sid Vicious, zmarły w 1979 w wyniku przedawkowania heroiny, tak naprawdę pojawił się w kapeli głównie dla kontrowersyjnego imidżu. Vicious zupełnie nie radził sobie z czterostrunowcem – na koncertach jego wzmacniacz bywał wyciszony, a na „Never Mind The Bollocks” zagrał jedynie w utworze „Bodies” – jego poprzednik, Glen Matlock, współtwórca dużej części materiału, odszedł nieco wcześniej z zespołu z powodu różnic artystycznych (choć w mediach pojawiła się nieprawdziwa – choć nośna – plotka, jakoby miał zostać wyrzucony za sympatię do The Beatles). Wystylizowani prekursorzy punk rocka byli jednak zupełnie inni niż ugrzecznieni chłoptasie znani z Backstreet Boys, 'N Sync czy Just 5 – podczas wizyty w programie Billa Grundy'ego używali wulgaryzmów na antenie, Sid Vicious prowokował koszulką ze swastyką (z tego powodu Mick Jones, gitarzysta The Clash będący żydowskiego pochodzenia, odmówił wspólnych występów z Pistolsami), a profanacja hymnu w utworze „God Save The Queen” – zwłaszcza słowa o faszystowskim reżimie królowej – nie spodobały się sporej części konserwatywnego brytyjskiego społeczeństwa.


Mieliście kiedyś wrażenie, że zostaliście oszukani?

To pytanie zadał na koniec utworu „No Fun” sardonicznie śmiejący się Johnny Rotten publiczności zgromadzonej na koncercie w San Francisco. Występ miał miejsce 14 stycznia 1978 roku i był zakończeniem pierwszej (i zarazem ostatniej) amerykańskiej trasy. Widać było, że między autorami „God Save The Queen” nie było już kompletnie żadnej chemii, a tytuł utworu idealnie oddawał to, co dzieje się na scenie. Grupa, która zaledwie 2,5 miesiąca wcześniej wydała swój debiutancki album, rozpadła się natychmiast po feralnym występie, a wokalista (już pod prawdziwym nazwiskiem – jako John Lydon) niedługo później założył niezwykle wpływowy postpunkowy zespół Public Image Ltd.

Sex Pistols – najbardziej obrazoburczy punkowy boysband
Rotten i jego nowy zespół

Jak jednak przystało na „Największy Szwindel Rock 'n' Rolla”, nie mogło obyć się bez reaktywacji. Sex Pistols powrócili w 1996 roku (ponownie z Glenem Matlockiem w składzie) i skosili kilka ładnych dolarów na dawnej sławie. Zresztą, podstarzali punkowcy nie ukrywali, że zrobili to głównie dla kasy; na scenę wracali jeszcze kilka razy w XXI wieku, grając między innymi trzytygodniową trasę po Ameryce Północnej. Polska publiczność miała okazję zobaczyć autorów „Anarchy in the UK” na żywo podczas festiwalu Heineken Open'Er w 2008 roku. Reakcje na ten comeback były dość podzielone, jednak całkowicie zapchany namiot w trakcie ich koncertu świadczył o tym, że fani nawet trzydzieści lat po premierze „Never Mind The Bollocks...” chcieli poczuć jeszcze trochę dawnej, młodzieńczej energii.


Freddie Mercury a Sex Pistols

Tak się złożyło, że w Wessex Studios w 1977 roku spotkały się ze sobą dwa kontrastujące światy – przepych i operowość Queen nagrywających album „News of the World” kontra niechlujstwo i eksplozja złych manier w wykonaniu Sex Pistols pracujących nad swoim jedynym krążkiem. Członkowie obu zespołów mijali się na korytarzu – pewnego dnia doszło do wymiany zdań między Freddiem Mercurym a Sidem Viciousem. Dwudziestoletni punkowiec podśmiewał się z „tego gościa, który chce przebić się z baletem do mas”. Twórca „Bohemian Rhapsody” nie był mu specjalnie dłużny – rzucił jedynie „Och, panie Szymonie Dziki, staramy się jak możemy”. Po latach perkusista Queen, przypominając sobie starcie z Sidem, szczerze dodał: „Sid był kretynem. Po prostu idiotą”.


Nienawiść do Pink Floyd

Jednym z symboli odcięcia się od kapel, dla których niezwykle istotną wartość stanowiła forma, była noszona przez Rottena koszulka Pink Floyd, na której wokalista wydłubał oczy członkom grupy i własnoręcznie dopisał „I hate” – „Jasiu Zgniłek” zresztą z ochotą podkreślał swoją nienawiść do hipisów i długowłosego stylu. Od czasu tych deklaracji minęło jednak czterdzieści lat i dzisiaj Lydon przyznaje, że jest fanem znienawidzonej dawniej grupy, a w szczególności uwielbia album „The Dark Side Of The Moon”. Niewiele zabrakło nawet, żeby Johnny wystąpił na scenie u boku gitarzysty i wokalisty Floydów, Davida Gilmoura, który zaprosił go do udziału w koncercie odbywającym się w Los Angeles. Wokalista Sex Pistols jednak nie chciał robić tego w spektakularny sposób – przyznał, że mógłby pracować z nimi w studiu, jednak wystąpienie przed wieloma tysiącami byłoby „pretensjonalne”.

Sex Pistols – najbardziej obrazoburczy punkowy boysband
Perkusista Paul Cook w koszulce Rottena

Jeśli chodzi o swoje dawne antypatie, Rotten podchodzi do tego z typową dla siebie ironią i w jednym z wywiadów przyznał:
Trzeba byłoby być głupim jak but, żeby nie lubić Pink Floyd.
5

Oglądany: 29001x | Komentarzy: 10 | Okejek: 85 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało