Jest pewien rodzaj aktora, który przyjmując rolę, potrafi
poświęcić zdecydowanie zbyt dużo, a nawet zrobić sobie krzywdę
tylko po to, aby jego ekranowy popis przykuł jak najwięcej uwagi
widzów. Wiele już razy mówiliśmy o oscarowych produkcjach
okupionych wielkim wysiłkiem gwiazd zatrudnionych przy pracy nad
nimi, ale czy słyszeliście kiedyś o sytuacjach, gdy artysta
wypruwa sobie żyły przed kamerą, a potem okazuje się, że cały
ten jego wysiłek poszedł całkiem na marne? Cóż – takie rzeczy
zdarzają się nawet i najlepszym.
#1. Ashton Kutcher grając Steve’a Jobsa doprowadził swoje zdrowie
do ruiny
Dotąd znany głównie
z komediowych ról (z małymi wyjątkami, oczywiście) Ashton Kutcher
przyjął rolę założyciela firmy Apple. Miało to sens, bo
faktycznie aktor ten jest bardzo podobny do Steve’a Jobsa z jego
młodzieńczych lat. Poza tym, jak się okazało, artysta ma spore
pokłady dramatycznego talentu, więc bez większych problemów
udźwignął powierzone mu zadanie. Ashton chciał jednak pójść
nieco dalej i wzorując się na swoich kolegach z branży, postanowił
dosłownie stać się postacią, którą miał zagrać.
Czy to
znaczy, że przeszedł na buddyzm i zaczął przyjmować duże ilości
LSD? Nie. Kutcher, idąc śladem Jobsa, przeszedł na dietę złożoną
głównie z owoców, nie do końca chyba przejmując się sugestiami znanych lekarzy. A ci twierdzili, że nowotwór, który zabił Steve’a,
mógł być związany z jego nietypowymi nawykami żywieniowymi. W
przypadku aktora skończyło się to bardzo poważnym zapaleniem
trzustki i dwoma wizytami w szpitalu.
Czy rola była warta
takiego poświęcenia? No właśnie niekoniecznie – film wprawdzie swoje
zarobił, ale opinie zarówno widzów, jak i krytyków dalekie były
od entuzjastycznych.
#2. Chris Hemsworth
– przestał być koksem na potrzeby filmu, który szału nie
wywołał
Aktor znany z
nieprawdopodobnej wręcz muskulatury, zbudowanej na potrzeby roli
mitologicznego nordyckiego boga piorunów, musiał gdzieś w
przerwie pomiędzy kolejnymi częściami przygód herosa z MCU
zrzucić 15 kilogramów, żeby upodobnić się do marynarza
pracującego na XIX-wiecznym statku wielorybniczym. Aby tego dokonać,
artysta przez długi czas dosłownie głodził się, przyjmując
dziennie 500 kalorii. W wyniku tego poświęcenia Hemsworth osiągnął
zamierzony efekt i upodobnił się do rozbitka, który bardzo przypominał
wychudzonego bohatera „Cast Away”.
O ile jednak film z Tomem
Hanksem osiągnął sukces i szybko zyskał status klasyka kina, to już
tego samego nie można powiedzieć „In The Heart Of The Sea”.
Produkcja przeszła bez większego echa, nie zarobiła kwoty, którą
wpakowano w jej budżet, recenzenci nie wyli z zachwytu, a godna
podziwu przemiana aktora w smętnego suchoklatesa nie zwróciła
szczególnej uwagi odbiorców.
#3. Jared Leto robił
szalone jasełka na potrzeby występu, którego nawet nie
zobaczyliśmy
Jared Leto to jeden
z tych aktorów, który nie bawi się w półśrodki i potrafi zrobić
naprawdę wiele dla swojej roli. Kiedy więc dostąpił zaszczytu
wcielenia się w postać Jokera, oczywiste stało się, że artysta
miał przed sobą bardzo trudne zadanie – musiał bowiem dorównać
aktorom, którzy wcześniej już sportretowali ekscentrycznego
geniusza zła. A konkurowanie z przerysowaną kreacją Jacka
Nicholsona czy szalonym wręcz popisem Heatha Ledgera wymaga nie
tylko wybitnego talentu, ale i sporych jaj. Akurat obu tych elementów
Jaredowi odmówić nie można. Artysta stał się więc Jokerem nie
tylko przed kamerą, ale i na planie, zachowując się jak prawdziwy
wrzód na dupie w stosunku do swych kolegów z branży.
Co chwilę
wybuchał histerycznym śmiechem, karcił wszystkich za zwracanie się
do niego jego prawdziwym imieniem oraz robił filmowej ekipie niespodziewane prezenty w postaci żywych szczurów, zużytych prezerwatyw i
martwych świń. Za ten spektakl szaleństwa zgarnął 7 milionów
dolarów i oznajmił, że rola Jokera tak odcisnęła się na jego
psychice, że będzie potrzebował dożywotniego odpoczynku od niej…
Pytanie tylko, czy było to warte takiego poświęcenia? Ostatecznie
z dość obszernego materiału, który zarejestrowano z Leto, do
gotowego filmu trafiło jedynie 7 minut i 45 sekund, a i sama produkcja została bardzo chłodno potraktowana zarówno przez fanów DC, jak i
krytyków.
#4. Aaron Eckhart
odwiedzał grupy wsparcia, udając ojca, który nie może pogodzić się
ze stratą dziecka
Szykując się do
sportretowania mężczyzny cierpiącego po śmierci swego syna, Aaron Eckhart postanowił bardzo głęboko
przestudiować psychikę człowieka, którego tego typu tragedia spotkała.
Do tego stopnia, że zaczął nawet regularnie odwiedzać grupy wsparcia dla takich osób. Jako czynny uczestnik takich
spotkań posunął się nawet do tego, aby udawać kogoś, kim nie był. Musiał opowiadać o swoich emocjach i dosłownie
– odgrywać przed zebranymi rolę załamanego ojca. Pomijając już
sam moralny aspekt tego, co artysta robił, to uczestnictwo w takich
zajęciach doprowadziło go do nerwowego załamania. W wywiadach, z
lekką dozą złośliwości, wspominał potem, że partnerująca mu
na planie Nicole Kidman w tym samym czasie wypoczywała gdzieś na
Bahamach i nie chciała nawet słyszeć, aby aż tak bardzo poświęcać się
dla swej roli.
O, słodka ironio!
Ostatecznie to Nicole Kidman, która zamiast łkać na spotkaniach
grup wsparcia, wolała opalać się z drinkiem w dłoni, otrzymała
nominację do Oscara za swój aktorski popis w tym filmie. A
tymczasem sama produkcja, mimo bardzo pozytywnych recenzji, ledwo
zarobiła 5 milionów dolarów.
#5. Val Kilmer
dostał cztery miesiące na naukę gry na gitarze. Tak dla jaj
Młodziutki Val
Kilmer zaczął swoją wielką karierę od występu w komedii
legendarnych braci Zucker pt. „Top Secret”. Aktor dość szybko
udowodnił, że ma do zaoferowania coś więcej niż ładną buzię i
aktorski talent. Okazało się bowiem, że artysta posiada naprawdę dobry
głos i bez większego problemu osobiście odśpiewał wszystkie
kompozycje, które jego bohater – amerykańska gwiazda rocka – miał
wykonać. Ekipa była pod wielkim wrażeniem, ale chyba tego za
bardzo nie okazała, a zamiast tego Zuckerowie oznajmili Kilmerowi,
że ten powinien nauczyć się jeszcze gry na gitarze.
Aktor stanął
więc na głowie, aby w cztery miesiące opanować tę czynność i
bardzo z siebie zadowolony stawił się na planie, aby móc
zaprezentować swoje nowe umiejętności. Wówczas to, śmiejąc się
do rozpuku, filmowcy poprosili, aby Val jedynie udawał, że gra
na tym instrumencie. Okazało się, że artysta padł ofiarą bardzo
wyrafinowanego żartu. Do dziś zresztą uważa, że to, co zrobili
mu Zuckerowie było najokrutniejszym wkrętem, na jaki dał się nabrać.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą