Przecież to bez sensu! – pomyślałem, kiedy po raz piąty
otworzyłem drzwi do lodówki, aby sprawdzić, czy może tym razem w
jej wnętrzu pojawiło się jedzenie. A tymczasem, cytując klasyka,
im bardziej tam zaglądałem, tym bardziej żarcia tam nie było.
Takie pozbawione logiki zachowanie nie jest jedynym idiotyzmem, który
wiele osób robi, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo
bezproduktywny jest to wysiłek.
Idziesz do sklepu z
drogą żywnością, aby za majątek kupić pół kilograma brązowego
cukru. No bo przecież z cukrem jest tak jak z chlebem – im
ciemniejszy, tym zdrowszy! Gdyby taka logika dotyczyła wszystkich
produktów, to kolumbijscy wytwórcy kokainy dokonaliby szturmu na branżę health and beauty, sprzedając wegańskim hipsterom brązowy koks.
Podobnie
jest właśnie z naturalnym słodzikiem – jego ciemniejszy kolor to
zazwyczaj efekt
dodania odrobiny melasy do zwykłego, białego cukru.
W najlepszym wypadku jest to cukier nierafinowany, czyli taki, co to nie
został oczyszczony i w związku z tym, oprócz szkodliwej sacharozy,
zawiera też jakieś szczątkowe ilości minerałów, które w tak
mikroskopijnych dawkach nie mają absolutnie żadnego wpływu na
nasze zdrowie. Po co więc przepłacać? Bez sensu!
Panie na takie
rzeczy nie zwracają uwagi, natomiast mężczyźni, którzy zazwyczaj
się nie malują, patrzą czasem z dużym zaintrygowaniem na rytuały
poprawiania urody przez przedstawicielki płci (rzekomo)
piękniejszej. Czemu na przykład podczas nakładania sobie tuszu do
rzęs panie mają w zwyczaju rozdziawiać otwór gębowy? Czy chodzi
o lepszą wentylację, która to ma poprawić precyzję tego
„procesu”?
Chociaż nikt nie ma
wątpliwości, że otwieranie paszczy w żaden sposób nie ułatwia
tego zadania, to uczeni (którzy najwyraźniej nie mają żadnych
innych poważniejszych tematów do zbadania) prawdopodobnie znaleźli
rozwiązanie tej zagadki. Otóż dwa nerwy kontrolujące ruchy gałek
ocznych i powiek znajdują się w pobliżu części mózgu
odpowiadającej za działanie innego nerwu – tego kontrolującego
otwieranie i zamykanie szczęki. Wszystko więc wskazuje na to, że
podczas nakładania maskary, kiedy aktywowane są nerwy
odpowiedzialne za ruchy gałek ocznych, uruchamia się też ten otwierający usta. Co by to nie było – nadal jest to bez
sensu…
Koszmar polskich
autostrad, symbol buractwa i niemający logicznego wytłumaczenia
niebezpieczny debilizm – tak w skrócie można zdefiniować
fikołki, które wykonują „spieszący się” kierowcy na widok
auta znajdującego się na lewym pasie drogi szybszego ruchu. Jak
wiadomo, pas ten służy do wyprzedania wolniejszych pojazdów,
w
praktyce zazwyczaj – ciężarówek. Kiedy więc wykonuję taki
manewr, a za mną, dosłownie centymetry od zderzaka, wisi inny
kierowca, który zimnymi jak serce mojej eks światłami wściekle
miga, ja zastanawiam się: Na co on liczy? Mam zjechać na pobocze?
Zniknąć? A może zwinąć koła mojego leciwego złomka i wzorem
DeLoreana z „Powrotu do przyszłości” wznieść się nad ziemię,
aby jaśniepan hrabia mógł znaleźć się przede mną? No gdzie sens?
A tak właściwie to po co wciskamy kobiety świadczące usługi seksualne w każde możliwe poletko naszej pięknej mowy, albo wręcz zastępujemy prostytutkami znaki przestankowe? Z punktu widzenia historii polskiej mowy wyraz „kurwa” jest prawdopodobnie najstarszym, nadal używanym, przekleństwem w Polsce. Istnieją dowody na używanie tego słowa już w XV wieku i już wówczas miało ono znaczenie pejoratywne wobec pań czerpiących zyski z nierządu.
Kiedy jednak stara, poczciwa „kurwa” stała się wykrzyknikiem („Przeparkuj ten samochód, kurwa!”), przecinkiem („Grucha, czy ty naprawdę jesteś taki tępy? W tym kraju nie ma takich zwierząt! Jest żubr, bóbr, kurwa łoś…”) czy zwrotem wyrażającym zakłopotanie, rozczarowanie, wątpliwość, złość albo ulgę –
tego już nie wiadomo. Pewne jest natomiast jedno – to jest bez sensu!
Nie tak dawno ankieta zorganizowana przez Redfield & Wilton Strategies unaoczniła światu, że 18% Amerykanów podczas najbliższych wyborów prezydenckich zagłosuje na kandydata wskazanego przez… Taylor Swift. Co ma do polityki jakaś gwiazda muzyki pop śpiewająca o złamanym sercu, miłości, zdradzie i innych pierdołach zazwyczaj trafiających do warstwy lirycznej popularnych, radiowych hitów?
Ja rozumiem, gdyby wpływ na wyniki wyborów najważniejszej osoby w kraju mieli znakomici politolodzy, ekonomiści, specjaliści z dziedziny stosunków międzynarodowych… ale Taylor Swift? To trochę tak, jakby w sprawach rozbudowy infrastruktury na rzecz rozwoju gospodarczego w ramach Kontraktów Samorządowych konsultować się z Zenkiem Martyniukiem, a tematy modernizacji polskich torów kolejowych omawiać z Norbim.
Niby można – ale po co? A jednak okazuje się, że ślepe ufanie osobom, które ładne piosenki śpiewają, może mieć wpływ na wybór głowy największego, światowego mocarstwa! Bez sensu!
W sztuce dyskusji
wiele jest ciekawych zagrań, które w odpowiednich rękach mogą
okazać się skutecznym orężem. Za ich pomocą zyskać możemy
przewagę nad przeciwnikiem. Takim argumentacyjnym trikiem na pewno
nie jest tzw. reductio ad Hitlerum, czyli ta część dyskusji, w
której ktoś sięga do przepastnego worka i nie znajduje tam już
żadnych innych broni poza malutkim, osamotnionym… Adolfem. I to
jest zazwyczaj ten właśnie żenujący moment, kiedy dalsza rozmowa zaczyna
trącić żenadą, mimo że napompowany emocjami, zdesperowany oponent zazwyczaj nie jest świadomy tego, że robi
z siebie błazna.
„Nie jesz mięsa? Hitler też nie jadł!”. Za
to Stalin żarł sardynki!
„A wiesz, kto tak intensywnie jak ty
stawiał na budowanie nowych autostrad? Wódz III Rzeszy!” Ergo –
jeśli chcesz poprawy polskich dróg, to opowiadasz się też za
gazowaniem Żydów.
W zasadzie kiedy
ktoś zaczyna doszukiwać się w twoich poglądach hitlerowskich/nazistowskich analogii, to zawsze oznacza to, że prowadzenie dalszej konwersacji z
daną osobą będzie równie owocne, co próba wytłumaczenia ciałopozytywnej
feministce profitów płynących z diety i regularnych ćwiczeń.
„Ćwiczeń? Ćwiczeń?! A wiesz, kto tak obsesyjnie jak ty promował
sport?” Bez sensu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą