Pomijam konkretny model auta, bo mogłem źle zapamiętać, a jak znam życie, to zara się ktoś przyczepi. Na pewno nowy. Na pewno zajebisty. Na pewno Passat. Na pewno czarny metalik. I na pewno dwa litry pojemności. Ale chciałem tym samym jeno uprzedzić wypowiedzi fanów motoryzacji. Post będzie nie o tym. (No, tak trochę o tym )
Otóż wczoraj odbyłem dziewiczy kurs nowym nabytkiem. Znaczy stare mondeło, ale świeżo przeze mnie zakupione.
Śmigam sobie ja radośnie przez Sandomierz do Warszawy. Zanim dojechałem do rzeczonego Sandomierza, do mego samochodowego zadka przyczepił się piękny samochód (ten z tytułu wątka). Za kierownicą dopatrzyłem się pana w czarnych ciuchach i koloratce - proboszcz z sąsiedniej parafii. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dziadek bardzo nie mógł mnie wyprzedzić, bo ruch był srogi, a droga wąska. Zatem dojechał mnie na odległość kilkunastu centymetrów i tak mnie wkur*wiał przez parę kilometrów, w międzyczasie gadając przez komórkę (bez głośnomówiącego) i słuchając radia CB (antena dwumetrowa wiła się pięknie na wietrze). Parę raze złośliwie go postraszyłem światłem stopu, ale cwany był i mi w zderzak nie wjechał.
Dojechaliśmy se tak radośnie do dużego przejazdu kolejowego w Sandomierzu. Przede mną wjechał nań długi TIR. Tuż za przejazdem jest miejsca tyle właśnie, że się długi TIR mieści przed skrzyżowaniem ze znakiem STOP. Ja zatem kulturalnie i przezornie postanowiłem se odczekać chwilę przed przejazdem, coby pan TIR se wjechał na drogą główną i tym samym miejsce mi zrobił za przejazdem. (Pani od szlabanu jest tam mało kumata i lubi zamykać ludzi stojących na torach przed przybyciem ciapongu, o czym wszyscy kierowcy wiedzą. Swoją drogą chyba zgodnie z przepisami się zachowałem: nie wjeżdżać, jak za przejazdem nie ma miejsca.) Pan ksionc mnie straszliwie obtrąbił machając rękammi prawie jak na mszy. W końcu udało i nam się wjechać na drogę główną. Batman niewiele myśląć wziął lewy pas, po białych liniach zresztą różnych, i z gazem w podłodze wpier*dolił się między mnie, a TIRka, ze złowrogą miną, o mało nie powodując "czołówki" z jakimś gościem z naprzeciwka. Szkoda, że CB zostawiłem w domku, bo moje pozdrowienia z kabiny by może usłyszał, wszak słów i gestów nie szczędziłem.
To tyle tytułem wstępu.
Ja się teraz pytam:
Nie wkurza Was fakt, że ksiendze się wożą za parafiańskie piniondze takimi furami? Dlaczego ludzie się na to godzą? Jak to w ogóle jest możliwe, że nie kupi se jeden z drugim czegoś tańszego, tylko w funkiel nówkach przebierają? Że to niby jak będzie z Panem Bogiem jechał do chorego, to żeby się nie spsuł, tak? Ja się z tym nie zgadzam i chyba za moje piniondze nie kupił se tego auta. Bo to z datków zdaje się mają, tak? Niech mnie ktoś oświeci... W piosence Kukiza tak było przynajmniej:
"Aż płaczą parafianie, co widzieli wypadek ten.
Tojota dużo kosztuje. Znów trzeba dać na mszę."
Poza tym dlaczego w tym zjeb*anym kraju ksiendze są takimi pajacami? Miast Słowo Boże głosić i potulnym być, to oni w owych furach jeszcze perfidnie CB instalują, celem Miśków omijania. Nie wspominając już o aroganckich zagrywkach typu ta opisana przeze mnie i zylion innych, zapewne znanych Bojownictwu z autopsji.
Nie wspomnę już o miłości do bliźniego Nawet jakbym jakiś błąd na drodze popełnił (czego nie uczyniłem wtedy akurat), to powinien się do mnie z miłością uśmiechnąć, jak do zagubionej owieczki, i wskazać mi poprawną drogę... A ten mnie obtrąbił i zjebał jak burą sukę. Jak szmaciarz konia. Normalnie, jużem lagę zza tylnego siedzenia dzierżył w dłoni, ale moje mondełko za słabe, żeby skurczybyka dogonił!
Ogólnie to pewnie gwóźdź, bo na pewno tego typu temat był poruszany, chociaż mam pewną nadzieję, że coś nowego wniosłem tym samym. Ale przynajmniej upust emocjom dałem pisząc to wszystko, heeej...
Otóż wczoraj odbyłem dziewiczy kurs nowym nabytkiem. Znaczy stare mondeło, ale świeżo przeze mnie zakupione.
Śmigam sobie ja radośnie przez Sandomierz do Warszawy. Zanim dojechałem do rzeczonego Sandomierza, do mego samochodowego zadka przyczepił się piękny samochód (ten z tytułu wątka). Za kierownicą dopatrzyłem się pana w czarnych ciuchach i koloratce - proboszcz z sąsiedniej parafii. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dziadek bardzo nie mógł mnie wyprzedzić, bo ruch był srogi, a droga wąska. Zatem dojechał mnie na odległość kilkunastu centymetrów i tak mnie wkur*wiał przez parę kilometrów, w międzyczasie gadając przez komórkę (bez głośnomówiącego) i słuchając radia CB (antena dwumetrowa wiła się pięknie na wietrze). Parę raze złośliwie go postraszyłem światłem stopu, ale cwany był i mi w zderzak nie wjechał.
Dojechaliśmy se tak radośnie do dużego przejazdu kolejowego w Sandomierzu. Przede mną wjechał nań długi TIR. Tuż za przejazdem jest miejsca tyle właśnie, że się długi TIR mieści przed skrzyżowaniem ze znakiem STOP. Ja zatem kulturalnie i przezornie postanowiłem se odczekać chwilę przed przejazdem, coby pan TIR se wjechał na drogą główną i tym samym miejsce mi zrobił za przejazdem. (Pani od szlabanu jest tam mało kumata i lubi zamykać ludzi stojących na torach przed przybyciem ciapongu, o czym wszyscy kierowcy wiedzą. Swoją drogą chyba zgodnie z przepisami się zachowałem: nie wjeżdżać, jak za przejazdem nie ma miejsca.) Pan ksionc mnie straszliwie obtrąbił machając rękammi prawie jak na mszy. W końcu udało i nam się wjechać na drogę główną. Batman niewiele myśląć wziął lewy pas, po białych liniach zresztą różnych, i z gazem w podłodze wpier*dolił się między mnie, a TIRka, ze złowrogą miną, o mało nie powodując "czołówki" z jakimś gościem z naprzeciwka. Szkoda, że CB zostawiłem w domku, bo moje pozdrowienia z kabiny by może usłyszał, wszak słów i gestów nie szczędziłem.
To tyle tytułem wstępu.
Ja się teraz pytam:
Nie wkurza Was fakt, że ksiendze się wożą za parafiańskie piniondze takimi furami? Dlaczego ludzie się na to godzą? Jak to w ogóle jest możliwe, że nie kupi se jeden z drugim czegoś tańszego, tylko w funkiel nówkach przebierają? Że to niby jak będzie z Panem Bogiem jechał do chorego, to żeby się nie spsuł, tak? Ja się z tym nie zgadzam i chyba za moje piniondze nie kupił se tego auta. Bo to z datków zdaje się mają, tak? Niech mnie ktoś oświeci... W piosence Kukiza tak było przynajmniej:
"Aż płaczą parafianie, co widzieli wypadek ten.
Tojota dużo kosztuje. Znów trzeba dać na mszę."
Poza tym dlaczego w tym zjeb*anym kraju ksiendze są takimi pajacami? Miast Słowo Boże głosić i potulnym być, to oni w owych furach jeszcze perfidnie CB instalują, celem Miśków omijania. Nie wspominając już o aroganckich zagrywkach typu ta opisana przeze mnie i zylion innych, zapewne znanych Bojownictwu z autopsji.
Nie wspomnę już o miłości do bliźniego Nawet jakbym jakiś błąd na drodze popełnił (czego nie uczyniłem wtedy akurat), to powinien się do mnie z miłością uśmiechnąć, jak do zagubionej owieczki, i wskazać mi poprawną drogę... A ten mnie obtrąbił i zjebał jak burą sukę. Jak szmaciarz konia. Normalnie, jużem lagę zza tylnego siedzenia dzierżył w dłoni, ale moje mondełko za słabe, żeby skurczybyka dogonił!
Ogólnie to pewnie gwóźdź, bo na pewno tego typu temat był poruszany, chociaż mam pewną nadzieję, że coś nowego wniosłem tym samym. Ale przynajmniej upust emocjom dałem pisząc to wszystko, heeej...